Mowa o wychowaniu dzieci – św. Jan Chryzostom
Najmilsi ojcowie i matki!
Proszę was, błagam i zaklinam, bądźmy zawsze wszyscy troskliwymi o dobre wychowanie dzieci naszych[1], zawsze i wszędzie starajmy się pilnie o zbawienie ich duszy. Naśladujmy w tym sprawiedliwego Joba. Strzegł on ustawicznie, troszczył się i lękał, by synowie jego, myślą nawet najmniejszego nigdy nie popełnili grzechu, i dla tego też ciągle za nich swe ofiary wszechmocnemu składał Twórcy.
Naśladujmy i miłego Bogu Abrahama. Nie myślał on nigdy, ni też pragnął kiedy wielkich bogactw zbierać; prawa tylko Boskie w niczym nienaruszone, usiłował zawsze swojej potomności zostawić.
Dawid także, wezwawszy syna przed ostatnim skonem swoim, to mu za największe dziedzictwo przeznaczył, to mu przekazał, mówiąc: „Synu, jeśli żyć będziesz wedle prawa Boga, nic ci się złego nigdy nie wydarzy, wszystko ci pójdzie podług woli twojej; pokojem i szczęściem uweselisz duszę, jeśli zaś zboczysz kiedy od tej drogi, nic ci królestwo, nic ci potęga, nic ci i wielkie skarby nigdy nie pomogą.”
Gdzie nie ma religii i moralności, gdzie nie ma pobożności i cnoty, tam wszelkie skarby, wszelkie bogactwa nieszczęśliwie i z hańbą nikną i giną; gdzie zaś jest religia i moralność, gdzie jest pobożność i cnota, tam i to, czego brakuje, natychmiast zwykle przybywa.
Rodzice, przeto, a szczególnie matki, niechaj zawsze pamiętają na to, że nie srebrem i złotem, ni też innymi świata bogactwami; lecz pobożnością i cnotą, od kolebki samej coraz bardziej a bardziej ubogacać swoje dzieci winne; to im w dziedzictwie zostawiać.
Niech im ustawicznie wpajają tak słowem, jak i przykładem, żeby na małym zawsze przestawały, żeby się nierozsądnie za doczesnymi rzeczami nie ubiegały, ani też zbytecznie takowych pragnęły.
Niech, mówię, wszelkie ich kroki, wszelkie postępowania, wszelkie słowa, mowy i czyny pilnie zważają i pilnie miarkują; wiedząc, iż jeżeli tego zaniedbywać będą, nigdy przebaczenia i litości nie dostąpią.
Jeżeli bowiem ścisły rachunek z pieczołowitości naszej ku innym bliźnim zdać będziemy musieli, jak mówi Pismo święte: ”Każdy niech się troszczy nie o swoje dobro, lecz o dobro bliźniego” toć daleko ściślejszy z pieczołowitości, jakąśmy mieli ku własnej krwi, ku własnym dzieciom swoim.
Lecz nieszczęście! przeciwnie się teraz dzieje. Wielu podobno pragnie, wielu podobno do tego tylko wszelkimi dąży siłami, żeby ich dzieci, piękne konie, kosztowne powozy, pyszne domy, wytworne suknie, bogate w pokojach naczynia i sprzęty, lub obszerne włości miały; a bardzo mało myśli o tym, bardzo się mało nad tym zastanawia, żeby ich serce i duszę dobrocią, pobożnością, piękną nauką, rozumem i wszelkimi cnoty z maleńkiego kształcić i bogacić.
Tak to, nieszczęście, mało o tym myśli, mało się nad tym zastanawia, że człowiek bez dobrego wychowania, bez nauki, cnoty i bojaźni Boga, największe włości, największe skarby i bogactwa, bardzo prędko zniszczy i sam z nimi nieszczęśliwie zginie. Człowiek zaś dobrze wychowany, człowiek rozumny, człowiek cnotliwy i pobożny, choćby mu się po przodkach i nic nie zostało, łatwo jednakże i wkrótce wszystkiego nabędzie, i długo się tym wszystkim cieszyć nie przestanie.
Znałem ja dawniej, znam i teraz wielu rodziców takich, którzy nie chcąc zasmucać, choć złych dzieci swoich, spoglądają zwykle obojętnym okiem na ich rozwiązłe, nierządne i występne życie! nigdy ich za to nie skarcą, nigdy im przykrego słowa nie powiedzą. Dla tego też nie raz widziałem i widzę, jak ich na zbrodniach chwytają, do więzień i kajdan wtrącają, jak im nie raz i głowy na rusztowaniu ścinają.
Tak to, jeżeli my sami własnych dzieci swoich miarkować, poprawiać i karcić zaraz z maleńkiego nie będziemy, wmieszają się one z czasem w towarzystwo ludzi bezbożnych, ludzi występnych, i staną się uczestnikami wszelkiej niegodziwości, ulegną prawom publicznym i wcześnie tego, w obliczu wszystkich, sromotną śmiercią przypłacą.
Lecz mało na tym! większa nas daleko jeszcze hańba czeka. Każdy nas będzie swym palcem wytykał, każdy będzie zawsze stronił od nas, każdy nas znienawidzi, każdy szydzić będzie. Stracimy wiarę u wszystkich, stracimy i w sądach[2], nie przypuszczą nas do trybunałów, ni też do narad i zabaw publicznych. Jakie więc, przebóg! będziemy śmieli pokazać na oczy, po tak sromotnej śmierci dziecka naszego, ludziom na ulicy przechodzącym? Powiedzcie proszę, cóż nad taki nierozsądek, nad taki szał może być zgubniejszego, cóż okropniejszego?
Powiedz ty matko, powiedz i ty ojcze! jak wtenczas zniesiesz, jak się wtenczas od wstydu nie spłoniesz, kiedy sędzia twe dziecko karcić, strofować i okrutnie karać zmuszony będzie? Jak się wtenczas nie zakopiesz i pod ziemię nie skryjesz, kiedy to coś zrodził, co w twym domu wzrosło, z kimeś ciągle bawił i mieszkał, wymaga koniecznie od kogoś innego wielkiej poprawy i upomnienia nie raz przykrego? Powiedz na koniec, jak się śmiesz matką, jak się śmiesz ojcem nazywać, kiedyś tak podle swoje dziecko zdradził? Kiedyś je dla takich zbrodni, na najhaniebniejszą śmierć wydał?
Gdy czasem służący lub służąca trąci dziecię twoje, przykro to znosisz, gniewasz się, złorzeczysz i często mszcząc się, jak srogi zwierz do ich twarzy przyskakujesz, krzywdzisz i bijesz; a nic nigdy nie mówisz, nic się nie sprzeciwiasz, nie ujmujesz się i nie bolejesz, gdy je zły duch codziennie krzywdzi, codziennie w twarz bije, gdy je mówię, codziennie do wszelkich bezwstydnych występków i zbrodni coraz większych prowadzi i ciągnie. Ach! jakaż jest w tobie ludzkość, jakaż rodzicielska miłość! Gdy córkę twoją, lub syna twego ciężkie kalectwo, albo też wielka choroba czasem gnębi, napada, rzuca i miota, udajesz się natychmiast i spieszysz do ludzi świątobliwych, do pustelników cnotą i bogobojnością słynących, prosisz i błagasz, by dziecię twoje z tego nieszczęścia wybawić swą przyczyną, swymi modły mogli, a o grzechu jego, który jest daleko zgubniejszy, który je ustawicznie gnębi, napada, rzuca i miota, nic nigdy nie wspomnisz, nic nigdy nie myślisz.
Być ciężkim kalectwem, albo też wielką chorobą niekiedy złożonym, nie jest to jeszcze tak okropną rzeczą, bo ciężkie kalectwo lub wielka choroba nigdy nas na wieczną zgubę miotać, nigdy rzucić nie może; owszem, takie tych obojga nieszczęść nagabania, takie napaści, takie przykre ich ciosy, jeżeli je cierpliwie i rozumnie znosić będziemy, zjednają nam pewne świetne i nigdy niezwiędłe wiecznej chwały wieńce.
Ale żyć zawsze w grzechach i grzechy zawsze popełniać, to jest najokropniejszą rzeczą; bo ten, który tak postępuje, szczęśliwym być nigdy nie może; musi koniecznie i w tym jeszcze życiu wielką hańbę i sromotę ponieść, i w przyszłym za to wieczne kary cierpieć.
Powiedz, proszę, jak się w tym względzie kiedyś przed Bogiem uniewinniać będziesz? Czym się wymówisz? Bo czyliż od samej kolebki, od samego nawet urodzenia, powie Bóg, nie dozwoliłem, abyś zawsze ze swoim dziecięciem, a dziecię z tobą zostawało i mieszkało? Czyliż cię nie postanowiłem nauczycielem, przełożonym, opiekunem i przewodnikiem jego? Czyliż nie zostawiłem w rękach twoich zupełnej nad nim władzy? Czyliż ci go nie kazałem zaraz z maleńkiego sposobić, kształcić i ustawicznie do dobrego skłaniać? Jakże więc wtenczas przebaczenia dostąpisz, kiedyś teraz swemu dziecięciu do takiej krnąbrności, do takiego uporu, do takiej złości, do takiego zepsucia dojść dozwolił?
Czymże się wymówisz? Może tym, iż jest niepohamowane, nieugięte? A wszakże od początku zaraz, od samej kolebki winieneś był o wszystko pilnie uważać trzymać dziecię na wodzy, powściągać, kierować, naginać i do wszelkiej uczciwości skłaniać; wszakże od dzieciństwa za raz trzeba było jego sercem i umysłem rządzie, jego serce i umysł uprawiać; wszakże daleko wtenczas łatwiej było wykorzenić ciernie namiętności i zupełnie zniszczyć kiedy jeszcze młode, kiedy małe były, aniżeli teraz, kiedy się tak bardzo zastarzały, kiedy się tak bardzo wkorzeniły i wzrosły.
Jakąż więc wymówkę mieć będziemy, kiedy Bóg samemu nawet życiu nie przepuszcza tych dzieci, które nas nie szanują lub krzywdzą? Bo mówi[3]: „Kto by złorzeczył ojcu swemu lub matce swojej, śmiercią niech umrze”, a my za krzywdę, którą Bogu wyrządzają, twarzy im nawet zmarszczonej pokazać nigdy nie chcemy? Ja, mówi Bóg, to dziecko, które cię krzywdzi, zabić dozwalam; a ty, Choć widzisz, że moje prawa i ustawy ciągle gwałci, depce, przecież go nie śmiesz i słowem jednym zasmucić? — Jakże więc możesz przebaczenia za to dostąpić?
Ażebyśmy wtedy obojętnym okiem nie patrzyli na wychowanie dzieci swoich, pamiętajmy zawsze na to, że religia i moralność jednają im jeszcze w tym życiu prawdziwy honor i sławę.
Człowiek pobożny, człowiek cnotliwy, chociażby był ze wszystkich najuboższym, od wszystkich jednakże szacunek i poważanie odbiera. Przeciwnie, człowiek bezbożny, człowiek występny, chociażby był najbogatszym, ustawicznie jednakże w pogardzie i nienawiści wszystkich zostaje.
Ci, którzy zaniedbują dobrego wychowania dzieci swoich, aczkolwiek z innych względów dobrzy są i cnotliwi, przecież dla tego Samego jednego grzechu, ciężkiej karze koniecznie kiedyś ulec muszą.
Jeżeli się chcemy lepiej o tym przekonać, że pomimo dobrej wiary i uczynków naszych, ciężkie kary za niedbalstwo w wychowaniu dzieci naszych ponosić będziemy; uważmy to pilnie to, co powiem:
Był u żydów jeden kapłan bardzo dobry, skromny i cnotliwy, nazwiskiem Heli, miał dwóch synów, jednemu było imię Ofni, drugiemu Finees. Ten widząc, iż ci dwaj jego synowie mają chęć wielką do występków gorszących, nie zakazywał im i nie wzbraniał; owszem, mylę się, zakazywał i wzbraniał, lecz nie z taką pilnością i gorliwością jak się należało, bo tylko słowami upominał i karcił, i słowami od takich niegodziwości chciał ich odwieść: to im ustawicznie powtarzając nie czyńcie tak moi synowie, nie czyńcie tak moje dzieci, bo to nie dobra sława, którą ja o was słyszę[4]. Te słowa dostateczne wprawdzie były do ich poprawy, lecz ponieważ tyle nie czynił, ile czynić był obowiązany, dla tego też i na siebie i na synów swoich ściągnął gniew Boski. Tak to, przebaczając nierozmyślnie synom, i ich i siebie na nieszczęście i karę Boga wystawił; i nie miał Bóg nic więcej starcowi temu zarzucić, tylko opieszałość w wychowaniu i karceniu dzieci.
A jeżeli tak lekko wykraczającego zgładził Bóg nagle i zniszczył z całym domem jego, czyliż ciężej w tym względzie grzeszących, na zawsze bez ukarania zostawi? Jeżeli kapłana tego, jeżeli starca tego, tak dobrego, tak szlachetnego, tak cnotliwego, który przez dwanaście lat bez najmniejszej plamy chwalebnie przewodniczył ludowi izraelskiemu, nic uwolnić od ciężkiej i opłakanej zguby nie mogło, jeżeli sama tylko opieszałość i powolność w wychowaniu i prowadzeniu synów, wszystkie jego wielkie i wspaniałe czyny jak potok uniosła, i wszystkie jego cnoty jak potok zniweczyła, cóż się więc stanie z nami, którzy i od śladów jego cnoty dalecy jesteśmy, i o dzieciach swoich nie tylko nie myślimy, ale je nawet okrutniej nad samych barbarzyńców gorszymy i haniebnie wychowywamy?
Jak się nikt z własnych swych grzechów wymówić, obronić, ani też przebaczenia otrzymać nie może; tak też i rodzice z grzechów swoich dzieci[5]. I słusznie, bo gdyby grzech z natury był ludziom wrodzony, każdy by się sprawiedliwie mógł wymówić, mógł obronić. Lecz ponieważ z własnej I wolnej woli swojej jesteśmy złymi albo dobrymi, jakże więc na to możemy dać ważną przyczynę, gdy najmilszemu dziecięciu swemu złym i przewrotnym stać się dozwalamy?
Nie zostawiajmy nigdy dzieciom tak bogactw po sobie, ażebyśmy cnotę pominęli. Ostatnim to jest nierozsądkiem, nie uczynić ich za życia wszelkich dóbr panami, a nadać po śmierci nieograniczoną wolność ich młodej płochości.
Bo kiedy jeszcze żyjemy, wtenczas nie tylko domagać się od nich rachunku, lecz nawet, gdyby na złe swych dóbr używali, karcić ich, powściągać i strofować możemy: skoro zaś umrzemy i wolność im tylko przy wielkich bogactwach, bez cnót zostawimy; wtenczas nędznych i nieszczęśliwych na tysiąc przepaści zgubnych pewno wystawimy.
Nie myślmy więc i nie pracujmy tak bardzo nad tym, ażebyśmy dzieci bogatymi, ale raczej nad tym, ażebyśmy cnotliwymi po sobie zostawili. Bo jeżeli je tylko bogatymi zostawimy, w bogactwach tylko swą ufność położą: o nic więcej starać się nie będą, jak tylko o to, aby swe występki i zbrodnie do czasu bogactwami zręcznie pokryć mogli. Jeżeli zaś ujrzą, że tej pomocy są pozbawieni, tak się zawsze sprawować będą, ażeby swój niedostatek, swoją niedolę cnotą pocieszali.
Nie przypuszczajmy ich pierwej ani do spraw prywatnych, ani też publicznych, aż ich serce i dusze dobrze ukształcimy[6]. Nie uczmy ich zawczasu tylko rozkazywać, bo później zapewne rządzić nie potrafią.
Jeśli my dobrze ukształcimy dzieci swoje, one podobnież kształcić będą swoje, a te znów swoich wszystkiego dobrego nauczą; i taką koleją rzecz ta postępując, aż do przyjścia Chrystusa, przyniesie świetną i nieskażoną nagrodę tym, którzy szczęśliwie tę macicę tak pięknych owoców pierwsi zasadzili[7].
Jeżeli ty, bowiem dobrze wychowasz córkę lub syna swego, podobnież i syn twój dobrze wychowa swego, i tamten także swojego; a tak, to zacząwszy się od ciebie, jako od początku źródła i macicy, coraz dalej a dalej jakoby szereg i łańcuch nieprzerwany, z największym pożytkiem publiczności postępować będzie; i ty też sam za troskliwość swoją o dobro całej potomności, od całej potomności chwałę odbierzesz, i wieczną szczęśliwością wynagrodzony zostaniesz.
Rodzice, którzy nie przestrzegają pilnie skromności i wstrzemięźliwości dzieci swoich, prawdziwie ich zabijają, i nie tylko zabijają, ale nadto zważając, ze to śmierć i zgubę ich duszy przynosi, okrutnie męczą i mordują[8]. Jako więc, gdy widzisz, że bystry rumak prosto pędzi na przepaść, zaraz rzucasz hamulec na niego, łapiesz za grzywę, wstrzymujesz go, kiełznasz i częstymi okładasz razami, co jest wprawdzie karą, ale i matką ocalenia: tak i z dziećmi swoimi, kiedy tylko w skromności i wstrzemięźliwości, jakie wybryki czynią, zawsze sobie postępuj.
Wiąż ich dopóty grzeszących, dopóki nie przebłagasz Boga; nie wypuszczaj rozwiązanych, by ich gniew Boski bardziej nie związał. Bo jeżeli ty zwiążesz, już ich Bóg wiązać nie będzie; a jeżeli ty nie zwiążesz, straszne i okropne czekają ich więzy.
Ale dosyć już długo, dosyć cierpiały, mówisz, jakże długo, powiedz mi? Może rok jeden dwa, albo trzy? Lecz ja nie pytam się o to ciekawie, jak długo cierpiały, tylko o to, jak się poprawiły, to mi więc pokaż, tym mnie przekonaj. Jeżeli się zmieniły, jeżeli żałują, jeśli są już prawdziwie skromne i wstrzemięźliwe, to już cała rzecz skończona; jeżeli zaś nie, to i czas nic nie pomoże.
Nie pytamy się, bowiem, ani na to zważamy, jak jest często lub długo zawiązywana rana, lecz na to, jak dobry skutek zawiązywanie sprawiło. Jeżeli choć i w krótkim czasie zupełnie pomogło, to się już więcej nie zawiązuje; jeżeli zaś nie pomogło, to i po dziesięciu latach zawiązywać i maść przykładać trzeba. Taki też niech będzie i za kres czasu, w którym by dzieci związane, mogły być rozwiązane, i takaż zawsze zbawienna o nich troskliwość.
Nic tak bardzo nie zaleca zwierzchnika, jak miłość ku podwładnym swoim. I ojca nie samo potomstwo czyni ojcem, lecz i miłość za potomstwem idąca. A jeżeli tam, gdzie jest natura, musi być koniecznie i miłość, to tym bardziej musi być koniecznie tam, gdzie jest łaska.
I wy też dzieci szanujcie i słuchajcie rodziców swoich, bo czymże im więcej i bardziej za to wywdzięczycie? Zrodzić ich wzajemnie nigdy nie możecie. Słuchajcie i szanujcie nie dla nadziei przyszłych majątków, skarbów i bogactw, nie dla opinii świata i oka ludzkiego, nie dla bojaźni kar, prawem miejscowym przepisanych, lecz dla wrodzonej ku nim miłości i dla miłości Boga samego, który ojca i matkę czcić zawsze przykazał. Szanujcie mówię i słuchajcie, i ciągle jedni drugich do tego zachęcajcie, a błogosławieństwa Boskiego pewno dostąpicie. Jeśli ojciec lub matka uniesie się gniewem, i połaje czasem albo skarci z was jedno, niech się i drugie zaraz z tego smuci, a tym samym dowiedzie, że wspólnie z ojcem i matką boleje, że wspólnie się troszczy o dobro brata lub siostry swojej.
Pamiętajcie, że źle i bardzo źle każde dziecko postępuje sobie, a nawet karę na siebie ściąga ciężką i wieczną, które głaszcząc brata albo siostry wady, w złym ich utwierdza, i obronę przeciw ojcu lub tez matce daje.
Uważcie to dobrze, że ten, który wyleczyć rany nie dozwala, nie na mniejszą pewnie zasługuje karę, jak ten, który ją nieszczęśliwie zadał, owszem na większą, bo to nie jest toż samo, i porównanym być nie może: zranić a przeszkadzać, żeby to, co jest zranionym, uleczonym być nigdy nie mogło; bo nie rana zabija człowieka, lecz przeszkoda jej uleczenia.
Źródło: „Pisma ś. Jana Chryzostoma” T. 1, 1854 roku, str. 85, z greckiego przetłumaczył ks. Anzelm Załęski
[1] Tak moralnie jak i fizycznie.
[2] Takich rodziców, a szczególnie ojca nie przypuszczano podług prawa do sądów, ani też do żadnych narad i zgromadzeń publicznych.
[3] W księdze wyjścia rozdz. 21, w. 17.
[4] W księgach I królewskich rozdz. 2. Z mowy na wiernego ojca.
[5] Z wykładu listu do Rzymian.
[6] Z wykładu listu do Koryntian.
[7] Z mowy na to: Wdowa niech będzie wybrana.
[8] Z wykładu na list do Koryntian.