Rodzice, nie rozpieszczajcie dziecka
Z tej przestrogi mogą wszyscy rodzice z pewnością domyślić się, że jednym z głównych nieprzyjaciół czystości jest rozpieszczanie dziecka.
Ale czy dziś wszyscy rodzice rozpieszczanie dziecka uważają za jedno z głównych źródeł zepsucia? Dziwna rzecz. Rozpieszczanie jest prawie głównym znakiem wychowania dzisiejszego; widzimy je za dni naszych nie tylko w pałacach i dworach, ale i w chatach najuboższych, a tak rzadko znajdziesz rodziców, którzy oceniają je jak należy.
Lecz jakże mogą rodzice wiedzieć o tym, że rozpieszczanie i czystość są nieprzyjaciółmi, którzy nigdy nie zgodzą się ze sobą, jak ogień z woda, skoro po największej części nawet nie wiedza, co jest rozpieszczanie?
Można się o tym najlepiej przekonać, gdy się upomina matki za to, że rozpieszczają dzieci. Jedne odpowiadają na to ze zdziwieniem: Jak to? Więc nie wolno mi ani popieścić dziecka! Drugie: Jak to? Więc nie wolno mi zrobić żadnej przyjemności dziecku, nie wolno pozwolić mu zabawić się trochę?
O, matki chrześcijańskie! Gdybyście wiedziały, co jest rozpieszczanie dziecka, z pewnością nie przyszłoby wam na myśl, że karci się was za niewinne pieszczoty, przyjemności i zabawy. Wolno wam popieścić się z dzieckiem, powinnyście nawet przytulić je do serca waszego macierzyńskiego, aby dziecko od pierwszej młodości czuło całe ciepło waszego serca, by i tymi zewnętrznymi znakami poznało, że je kochacie. Tak samo nie tylko wolno wam pozwolić dzieciom zabawić się, ale nawet macie obowiązek sprawiać im niewinne przyjemności, bo im mniejsze są tym więcej potrzebują zabawy, rozrywki, by się czuły szczęśliwe.
Po tym, co powiedziano, każdy pewnie przyzna, że trzeba rodzicom wykazać przede wszystkim dwie rzeczy: 1. co jest rozpieszczanie, i 2. że ono jest pewną drogą do zepsucia dziecka, i nieczystych obyczajów.
Rozpieszczać dziecko to nic innego, jak zaspakajać jego potrzeby przyrodzone nad miarę, i to nie czasem tylko, ale prawie zawsze, stale. Potrzeby dziecka przyrodzone są następujące: potrzeba pokarmu — napoju — przyodziania — snu — wypoczynku — rozrywki.
Zaspakajać te wszystkie jego potrzeby w miarę, więc np. dawać mu jeść i pić tylko tyle, ile potrzeba do najedzenia się i napicia się, pozwalać mu spać tak długo, aż się wyśpi, nie zabraniać mu wypoczynku, zabawy, aż wypocznie itd., to jest, mówiąc po naszemu, chować dziecko „krótko” chować je prawdziwie po chrześcijańsku, jak każe wiara i rozum.
Zaspakajać natomiast wspomniane potrzeby dziecka w sposób wprost przeciwny, czyli nad miarę, więc np. dawać mu jeść i pić nie ile potrzebuje do najedzenia się i napicia się, ale ile chce z wrodzonego łakomstwa, pozwalać mu spać i bawić się nie, aż się wyśpi i wypocznie, ale, jak długo pragnie wygrzewać się w łóżku i bąki zbijać z wrodzonego lenistwa itd. to jest je rozpieszczać, ciećkać, narowić, chować miękko, zmysłowo, nie po chrześcijańsku, jak zakazuje wiara i rozum. Tak! Sam rozum potępia takie wychowanie; zakazuje dawać nawet najmniejszemu dziecku nad miarę jeść, pić, pozwalać mu spać, odpoczywać, bawić się, gdy domaga się tego tylko z wrodzonych złych skłonności. Dlatego już starożytni Rzymianie, chociaż wcale nie znali zasad naszej chrześcijańskiej wiary, trzymali się przy wychowaniu nawet najmniejszych dzieci tej złotej zasady: „Ne quid nimis”, to znaczy po naszemu: niczego za wiele, niczego nad potrzebę!
Oto takie wychowanie miękkie, zmysłowe, takie zaspakajanie wszystkich potrzeb przyrodzonych dziecka nad miarę, takie usłużne na wyskok spełnianie wszystkich zachcianek dzieci, słowem, takie rozpieszczanie panuje za dni naszych zarówno w chatach, jak w pałacach. „Niech używa póki mały, niech się wyśpi, niech się nasyci, nacieszy, nabawi do woli, niech przede wszystkim nie zazna żadnej przykrości”, oto hasła rozpieszczenia, głoszone przez wielu niestety rodziców. Rzadziej mówią: „Niech śpi, je itd. do potrzeby”, częściej zaś głoszą: „Niech sobie śpi, je itd. do woli”, mniejsza o to, czy przebierze miarę!
Jeżeli jest pewną rzeczą, że dziś rozpieszczanie dzieci ogólnie panuje w rodzinach, chowanie ich „krótko” jest ogólnie nieznane, jeszcze pewniejsza jest, że dziś nikt nie robi sobie wyrzutów, chociażby posuwał się w rozpieszczaniu dzieci do ostatecznych granic! Śmiało można zapytać: „Kto dziś trafnie ocenia rozpieszczenia dziecka i uważa je za głównego nieprzyjaciela czystości?” Dlatego przychodzę do was, rodzice chrześcijańscy, z dowodami na to twierdzenie o szkodliwości rozpieszczania dzieci, bo nie chcę, abyście wierzyli tylko na słowo moje.
Czytamy w Piśmie św. następujące słowa, które nie pierwszy raz podaje waszej rozwadze: „Pieść syna, a przestraszy cię, igraj z nim, a zasmuci cię” [Eccl. 30, 9.]. Czy potrzeba rozwodzić się, że te słowa jasno potwierdzają moje twierdzenie?
Ale czy i następujące słowa dwóch mężów, znanych z nauki i doświadczenia, nie są potwierdzeniem mego twierdzenia? Czy kto rozumny zdanie takich mężów poda w wątpliwość? Słowa jednego z nich przytaczam w całej rozciągłości, drugiego tylko w streszczeniu, by nie być rozwlekłym.
„Smutno jest patrzeć na dziecko harde i krnąbrne, ale daleko wstrętniejszy widok przedstawia dziecko rozpieszczone, zniewieściałe i zniedołężniałe. Pycha nie zdoła się weżreć do samego dna duszy dziecka i nie prędko zdoła zniweczyć wszystkie jego dobre przymioty, a nadto wychowanie i życie późniejsze dużo jeszcze może naprawić w tej mierze… ale w dziecku rozpieszczonym na ciele nie ma nic krom zepsucia i rozpasanych pożądliwości ciała” [Ks. prałat Chotkowski: l. c. str. 48].
„Dziecko rozpieszczone podobne jest do drzewka, które zdradzieckie słońce napełniło zatrutymi sokami; do kwiatka, który zaraza w powietrzu zatruła i którego miły zapach zmienił się w wyziewy straszne, zabójcze. Takie dziecko naprawić, to prawdziwie olbrzymie przedsięwzięcie. Trzeba na to długiego czasu, cierpliwości, roztropności, nadzwyczajnej łaski Boskiej. Bez największego miłosierdzia Boskiego nikt nie przerobi, nie odnowi na duchu takiego rozpieszczonego dziecka” [Ks. Biskup Dupanloup: L’enfant. str. 69].
Jeżeli wam to nie wystarcza, powinno was przekonać do reszty postępowanie wszystkich świętych rodziców. Zajrzyjcie do żywotów świętych, a przekonacie się, że po wszystkie czasy wszyscy święci rodzice strzegli dzieci jak najstaranniej od rozpieszczania, miękkiego, zniewieściałego wychowania, starali się chować je, mówiąc znowu po naszemu, „krótko”, przyzwyczajać od najpierwszej młodości do przestawania na małym, obywaniu się bez wielu rzeczy. Tak już w Starym Zakonie chowany był przez swych świątobliwych rodziców młody Tobiasz, tak przez świątobliwą Annę Samuel, tak przez św. Elżbietę Jan Chrzciciel, choć przy tym każdy z nich był jedynakiem. Jeszcze więcej w Nowym Zakonie były tak chowane dzieci wszystkich świętych rodziców. Wyjątku w tym względzie nikt nie wskaże. Rozpieszczanie dzieci było po wszystkie czasy nieznaną rzeczą każdemu świętemu ojcu, każdej świętej matce. To staranne wystrzeganie się ze strony świętych rodziców rozpieszczania dzieci jest niezbitym dowodem, że ono jest, jak opiewa twierdzenie moje, źródłem zepsucia dzieci, niezawodną drogą do nieczystych obyczajów. Wystrzeganie się go kosztuje rodziców wiele, bardzo wiele zaparcia się siebie, nie może się obyć bez wielu ofiar, wielkiego poświęcenia z ich strony. Co dzień trzeba zadać gwałt przyrodzonej miłości rodzicielskiej, chcąc się ustrzec tego błędu. Każdy musi przyznać, że do chętnego podjęcia tylu ofiar, poświęceń, ile kosztuje wystrzeganie się rozpieszczenia dziecka, nie mogło nic innego spowodować wszystkich świętych rodziców, jak tylko to, że jest ono — źródłem zepsucia dzieci, niezawodną drogą do nieczystych obyczajów.
Jest zatem pewnym, że do głównych nieprzyjaciół niewinności dziecka należy także: rozpieszczanie. Słuszną więc i bardzo na miejscu jest moja przestroga: rodzice, nie rozpieszczajcie dziecka!
Ale ponieważ ogólne przestrogi zazwyczaj są mało pożyteczne, przechodzę teraz do przestróg szczegółowych, dokładnie określonych pod względem zaspakajania głównych potrzeb dziecka w pierwszym okresie: od narodzenia się do siódmego roku.
1. Pod względem pokarmu. Przede wszystkim nie pozwalaj sobie przy karmieniu, nawet najmniejszego dziecka przekraczać właściwej miary. Właściwą miarą jest: potrzeba. Tyle zawsze dawaj jeść dziecku, ile potrzebuje, by się zupełnie nasycić. Nad potrzebę, tylko dla dogodzenia podniebieniu lub żołądkowi: ani kęsa — oto pierwsza reguła dla uniknięcia rozpieszczenia. Trzymając się stale tej reguły, wyświadczysz dziecku wielkie dobrodziejstwo. Bo nie tylko nie przeje się nigdy, ale nadto osłabisz w nim wrodzone łakomstwo, które, im rzadziej mu się dogadza, tym słabsze się staje. Nie trzymając się tej reguły, wyrządzasz dziecku wielką szkodę, bo nie tylko narazisz je, że nieraz zje za wiele, ale nadto wzmocnisz w nim łakomstwo, które im częściej mu się dogadza, tym większe się staje.
Doświadczeni mistrzowie wychowania słusznie wymagają, ażeby matka przy karmieniu nawet niemowlęcia trzymała się tej zasady: nad potrzebą ani kęsa! „Gdy się dziecko nasyciło, nie powinna matka przysądzić je do piersi dlatego, że krzyczy, ale niech mu pozwoli nieubłaganie krzyczeć, gdy czyni to bez powodu, nie z potrzeby pokarmu, którą dopiero co zaspokoiło. Największą przysługę wyświadczy matka, gdy nie ma owej fałszywej litości z dzieckiem bez powodu krzyczącym, ponieważ zakłada przez to w nim fundament pod cnotę wstrzemięźliwości, panowania nad sobą, która w przyszłym życiu jest mu potrzebną przede wszystkim”. [Henryk Kamiński: l. c. str. 60]. Więc co dotyczy miary przyzwyczaj dziecko od samego początku do takiego umiarkowania w jadle, żeby należało do tych rzadkich dziś dzieci, które nie tkną nawet łakoci, przysmaczków, gdy uważają, że się już najadły i że byłoby łakomstwem z ich strony jeść dalej tylko dla dogodzenia podniebieniu.
Ale nie dosyć na tym. Nie dosyć przy karmieniu nawet najmniejszego dziecka trzymać się miary. Trzeba może jeszcze ściślej trzymać się także czasu przeznaczonego — oto druga reguła dla uniknięcia rozpieszczenia. Nie odstępuj od niej na krok, bądź szczególnie tu nieubłagany, bo najwięcej podsyca się wrodzone dziecku łakomstwo, jeżeli mu się daje jeść, ile razy tylko chce, jeżeli mu się pozwala może nawet brać sobie samemu rzeczy do jedzenia o każdej godzinie. Każde z dzieci powinno dobrze wiedzieć, że poza czasem, przeznaczonym przez ciebie na przyjmowanie pokarmów, nie wyżebrze niczego od ciebie żadnym sposobem, ani płaczem, ani przymilaniem się. Gdy dzieci o tym z góry wiedza, nie zdejmie je nawet ochota naprzykrzać się o jedzenie poza godzinami przeznaczonymi na to. Będą więc rzadziej myślały o jedzeniu i piciu, co już jest nie małą korzyścią, dla każdego dziecka.
Gdyby zaś któreś śmielszej natury, odważyło się naprzykrzać się o jakiś kąsek w nieswoim czasie, powiedz mu żartobliwie: „Tyś przecież nie gęś, która na to żyje, aby jadła, utuczyła się i był z niej tęgi półgęsek, ale mały człowieczek, który na to tylko je, aby żył, a na to nie potrzeba jeść, ile razy przyjdzie ślina na coś, ale dość jadać o przeznaczonej godzinie”. Gdy będziesz tak chował dziecko każde, żadne nie zrobi ci takiego wstydu, jak to dziecko, które zapytane w szkole przez księdza: które święta są największe w roku, odpowiedziało bez długiego namysłu: kiermasz i chrzciny, a zapytane, dlaczego właśnie te dwa dni, odpowiedziało z całą szczerością: bo w te dwa dni dostaje się najczęściej co do jedzenia!
Lecz i to jeszcze nie wystarcza. Nie dosyć przy chowaniu nawet najmniejszych dzieci trzymać się miary i czasu przeznaczonego przy karmieniu ich. Trzeba dla uniknięcia rozpieszczenia ich trzymać się koniecznie jeszcze tej trzeciej reguły: dziecko powinno jeść, co dostanie, a nie wybierać sobie potrawy. Nie pozwól, aby ta zbawienna zasada biła rzeczą nieznana twej dziatwie. Każde twoje dziecko powinno i o tern dobrze wiedzieć, że trzeba mu zadowolić się tym. co przyjdzie na stół, albo zjeść co dostanie, albo wstać głodnym od stołu. Tylko przy takiej roztropnej surowości nauczysz dzieci, że nie będą wybredne. Będą ci kiedyś z pewnością wdzięczne za tę roztropnością nakazaną surowość, bo nabędą przez nią zbawiennej obojętności na pokarmy, która im bardzo ułatwi zachowanie nakazanych postów i zatrzyma w kieszeni nie jeden grosik, który by poszedł na niepotrzebne łakocie.
Ale jeszcze nie wszystko. Nawet przy najmniejszym dziecku trzeba uważać jeszcze na to: jak jada. Doświadczenie uczy, że właśnie w tym pierwszym okresie życia: od narodzenia się aż do siódmego roku, o którym mówimy, często jedzą dzieci bardzo nieprzyzwoicie, tj. żarłocznie, nie mogą doczekać spokojnie swej porcji, rzucają się na jadło jakby zgłodniałe młode wilki, wydzierają je jedno drugiemu z ręki, jedzą za prędko, skutkiem czego nie pogryzą jak należy i źle trawią. A ileż to razy taka żarłoczność prowadzi do sprzeczki i wojny w tym małym narodzie dziecięcym! Czy potrzeba rozwodzić się, że leży w interesie dziecka zapobiegać temu wszystkiemu, odzwyczajać od tego? Więc pilnuj i przyzwoitości przy jedzeniu dzieci swych. Nie pozwalaj na te różne, dopiero co wspomniane nieprzyzwoitości, a zagrodzisz raz na zawsze drogę do nich dziecku, gdy nauczysz je raz na zawsze choć tylko przeżegnać się pobożnie przed każdym posiłkiem.
Nareszcie wystrzegaj się jeszcze trzech rzeczy względem dzieci w tych najmłodszych latach, o których mówimy.
Po pierwsze: Strzeż się zachęcać je do jedzenia, np. „jedzcie, dzieci, to, aby być mocne”. Skoro dzieci w tych latach zazwyczaj są żarłoczne, czy nie jest więc co najmniej zbyteczne jeszcze napędzać je do jedzenia? Czy nie jest roztropniej nawoływać je raczej do umiarkowania: „jedzcie, dzieci, ale nie za wiele?”
Po drugie: Strzeż się rozprawiać wiele o jadle przy dzieciach. Przecież takie rozprawy podsycają łakomstwo, już dość zazwyczaj wielkie u dzieci!
Po trzecie: Obiecywać łakocie, przysmaki, jako nagrodę za dobre prowadzenie się. Tego wystrzegaj się przede wszystkim! Bo nie tylko, że to wzmacnia łakomstwo wrodzone, ale nadto przytępia sumienie. Kiedy dziecko już wie. co jest grzech, że Pan Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze, powinni rodzice starać się, aby dziecko dobrze prowadziło się z pobudek religijnych. Więc np. dlatego, że będzie za to podobało się Pana Bogu. — Ale jakże może dziecko nauczyć się słuchać ciebie dla podobania się Panu Bogu, gdy ty szepcesz mu do ucha: „jeżeli będziesz grzeczny, dostaniesz… piernik?…”
2. Pod względem napoju. W tym względzie rozpieszczają rodzice dziecko często w dwojaki sposób. Po pierwsze, że pozwalają mu pić za często, bez żadnej potrzeby, tylko z przyzwyczajenia. Po drugie, że dają mu napoje, które małe dzieci powinny znać chyba ze słuchu. Do nich należą szczególnie: wino i piwo. Nie mówię wcale o wódce, bo dziś nawet najwięcej ograniczony wie, że ona jest szczególnie dla małych dzieci — trucizną.
Uważaj więc na siebie, abyś był w tym względzie bez zarzutu. Pilnuj, ile możesz, by dzieci nie nabyły złego przyzwyczajenia pić bez potrzeby, wszystko jedno co, czy wodę, czy mleko, czy co innego. Takie niewinne na pozór przyzwyczajenia są nieraz początkiem najgorszych nałogów. Przysłowie mówi: „Małe są złego początki”. Choćby cię stało na wino i piwo dla twych dzieci, staraj się, ażeby nie zrobiły jak najdłużej znajomości z jednym i drugim. A co do wódki, to nie tylko ani „kieliszka”, ale nawet ani kropli nie waż się podać własną rodzicielską ręką któremukolwiek ze swych dzieci.
3. Pod względem odzienia. Łatwo domyślić się, że w tym względzie rozpieszczanie dzieci zachodzi najczęściej w rodzinach zamożnych, rzadziej w ubogich. Ale że i w tym względzie nie braknie rozpieszczania. Jest pewną rzeczą. Czy nie widzimy dziś nieraz dzieci, zdrowych jak orzech, zbyt ciepło ubranych, iż ledwie oddychać mogą? Broń dzieci swych przed rozpieszczaniem i w tym względzie. Rozumie się, że szczególnie ten mały drobiazg trzeba strzec przed zaziębieniem. Ale czy nie rozumie się także, że trzeba i w tym zachować roztropność, tj. miarę? Pamiętaj, że trochę hartowania jeszcze nie uśmierciło żadnego dziecka, ale kto zliczy ilu rozpieszczanie zabiło na ciele i na duchu?
4. Pod względem snu. Niczego nie potrzebuje małe dziecko więcej, jak snu. Im mniejsze jest, tym więcej go potrzebuje. Lekarze powiadała, że nie można większej szkody wyrządzić małemu dziecku, jak nie dać mu tyle snu, ile potrzebuje. Ale niestety! ile nadużyć dzieje się pod pozorem tej potrzeby. Czy nie widzimy nieraz, że dzieci zupełnie zdrowe leżą nieraz nawet aż do południa w łóżku? Dawno już powinny być zajęte czymś pożytecznym, a przynajmniej używać świeżego powietrza, a one w zepsutej atmosferze wylegają w łóżku, choć się nudzą w nim porządnie, bo się już dawno wyspały! Tu szczególnie można widzieć wielkie rozpieszczenie. Więc też tu szczególnie uważaj i na siebie i trzymaj się następujących wskazówek:
Po pierwsze: Nie dawaj zbyt miękkiego posłania już nieco starszym dzieciom. Mniejszym złem jest nieco za twarde, niż za miękkie.
Po drugie: Nie dawaj zbyt ciepłego przykrycia żadnemu.
Po trzecie: Pozwól się wyspać dobrze każdemu, a jednak wyznacz raz na zawsze wszystkim stałą godzinę wstawania z łóżka i trzymaj się jej wiernie, ażeby się od najpierwszej młodości uczyły, że i w dozwolonych rzeczach trzeba zachować miarę.
Po czwarte: Nie pozwalaj zdrowym dzieciom za dnia wylęgać w łóżku. Jest to zdaniem wytrawnych mistrzów wychowania źródłem wiele złego nawet dla małych dzieci, mianowicie wybornym środkiem nauczenia się próżnowania.
Po piąte: Kładę wszystkim rodzicom, w pierwszej linii matkom, szczególnie na serce, aby przyzwyczaili od najpierwszej młodości dzieci w nocy trzymać ręce nie na dół spuszczone, ale na piersiach na krzyż złożone. Doświadczeni mistrzowie wychowania słusznie przestrzegają, że gdy małe dzieci nie mają tego dobrego przyzwyczajenia, mogą bardzo łatwo wyrobić sobie najzgubniejsze w skutkach przyzwyczajenie nieskromnego dotykania siebie samego.
Może niejedna matka odrzeknie na to: ależ któż potrafi małemu dziecku, tak ruchliwemu z natury, wyrobić to zbawienne co prawda, ale nie łatwe przyzwyczajenie trzymać przez całą noc ręce spokojnie na piersiach złożone? Odpowiadam na to stanowczo: każda prawdziwie gorliwa matka potrafi to. Prawda, że nie dokaże tego od razu, ani w jednym tygodniu; ale z pewnością dokaże tego wytrwałością, gdy będzie czuwała nad dzieckiem, doglądała go; zanim sama pójdzie na spoczynek, zawsze wpierw pójdzie zajrzeć do niego: gdzie trzyma rączki.
Na dowód, że nie twierdzę za wiele, przytaczam słowa, które czytamy w żywocie świątobliwego młodzieniaszka, Albuchera, zmarłego w roku 1738. Jakże ten przykład uczy wymownie, że nie jest rzeczą niemożliwą wyrobić w dziecku to zbawienne przyzwyczajenie, i że drogą do tego jest — wytrwałość.
„Zanim jego matka udawała się na spoczynek, zawsze wpierw zaglądała do niego, przyjętym zwyczajem gorliwych matek. Zawsze zastawała go w skromnej postawie przykrytego. Ręce miał na piersiach złożone na krzyż i trzymał mały mosiężny krucyfiks” [Henryk Kamiński: l. c. str. 71].
Więc dalej do dzieła za przykładem tej matki! Niech odtąd ostatnim zajęciem waszym przed pójściem na spoczynek będzie zawsze: wpierw zajrzeć do dziecka, gdzie trzyma rączki? To nic nie kosztuje, a przyniesie owoc stokrotny.
5. Pod względem rozrywki. Jeśli kiedy potrzebują dzieci rozrywki, to z pewnością w tych najmłodszych latach. Mistrzowie wychowania radzą jednak bardzo, ażeby rodzice kładli roztropne granice rozrywkom nawet najmłodszych dzieci, wyznaczali im już w tym pierwszym okresie życia, od narodzenia się aż do siódmego roku, stałe godziny na zabawę, tak samo, jak na przyjmowanie pokarmu, ranne wstawanie i kładzenie się na spoczynek.
Trzymaj się wiernie tej mądrej rady, choćby nią pogardzali drudzy i uważali ją za przesadzoną surowość. Nauczysz tym dzieci: słuchać rodziców i używać nawet dozwolonych rzeczy z umiarkowaniem, dwóch cnót, najpotrzebniejszych każdemu dziecku.
6. Pod względem pieszczot. Choć najróżnorodniejsze pieszczoty, pocałunki, głaskania itd. względem dzieci nie są wcale zakazane, owszem przeciwnie dozwolone — pamiętać jednak należy, że i tutaj przesada jest szkodliwą. Szczególnie rodzeństwo, piastunki grzeszą nadmiarem pieszczot względem małych dzieci! Ileż to razy właśnie przez takie pieszczoty i pocałunki dzieci małe zaraziły się od osób starszych! Poza tym niech rodzice i wychowawcy pamiętają o tym, że nadmiar pieszczot zwiększa zmysłowość w dziecku, przyzwyczaja je do owej czułostkowości, która tak utrudnia walkę z pokusami cielesnymi, szczególnie w późniejszym wieku.
A więc nie pieśćcie dzieci za wiele! Nie zezwalajcie na to innym! A powoli przyzwyczajajcie je do obywania się bez tych zewnętrznych znaków miłości.
* * *
Rodzice, czy będziecie chowali dzieci wasze według przestróg, danych wam, aby zabezpieczyć je przed rozpieszczeniem, a zapewnić im prawdziwie chrześcijańskie wychowanie, które wprawdzie każe dzieci „krótko” trzymać, uczyć je przestawać na małym, obywać się bez niejednego, panować nad sobą, — ale chroni je od zepsucia, jest dla nich szkołą czystych obyczajów, obroną ich niewinności? Czy te tak dokładnie określone przestrogi będą dla was drogowskazem, za którym chętnie pójdziecie? Tak, z wszelką pewnością pójdziecie za tymi wszystkimi przestrogami i spełnicie to żądanie: „nie rozpieszczajcie dziecka”, jeżeli umiecie sami przestawać na małym, sami obywać się bez niejednego, sami panować nad sobą, innymi słowy, jeżeli sami nie rozpieszczacie siebie, nie dogadzacie własnemu ciału nad miarę i potrzebę. Jest to pewnik, którego nie potrzeba dopiero dowodzić, że rodzice wychowują dzieci swe stosownie do tego jakimi są sami. Gdy sami są np. sknerami, wychowują, takie dzieci swe na dusigroszów, skąpców; a gdy sami są miłosierni, całe wychowanie, które dają dzieciom swym, zmierza do zaszczepienia w nich tej pięknej cnoty miłosierdzia. Jeżeli nie rozpieszczacie siebie samych, nie dogadzacie własnemu ciału nad miarę, potrzebę pójdziecie także z wszelką pewnością za tymi przestrogami, które wam tu podano dla zabezpieczenia dzieci waszych przed rozpieszczeniem, wtedy też będziecie prawie niezdolni dać im wychowanie przeciwne tym przestrogom, wychowanie miękkie zniewieściałe.
Stawcie sobie więc na poważnie te pytania: czy nie dogadzam ciału swemu nad miarę, czy umiem odmawiać mu niejednego? Jeżeli sumienie smutnie odpowie na to — czy mogę prosić was o co więcej, jak abyście szczerze pomyśleli o poprawie w tym względzie? Bo gdy sami nie umiecie odmówić sobie niczego, jak możecie chcieć uczyć dziecko odmawiać sobie niejednego, przestawać na małym? Gdy sami nie znacie żadnej miary w zabawach, rozrywkach, — czy przekonacie kiedy dziecko, że człowiek nie na to żyje, ażeby używać i bawić się? Nie żałujcie więc trudu, którego wymaga poprawa w tym względzie. Niech was pobudzą do niej następujące słowa przyjaciela młodzieży, które wszyscy rodzice powinni powtarzać sobie jak najczęściej: „Rodzice powinni przede wszystkim sami tym być, na co mają dzieci wychować; powinni wpierw siebie dobrze wychować. Jeżeli mają dzieci dobrze wychować; gdy im trudno idzie własna poprawa, niech sobie mężnie powiedzą: muszę poprawić się, bo tu idzie o dzieci!” [Ks. Biskup Egger].
Źródło: ks. Bolesław Żychliński, Wychowanie młodzieży w czystości obyczajów obowiązkiem względem narodu i Kościoła, 1917, str. 50.